Wakacje, to czas nie tylko wyjazdów na dłuższy wypoczynek, ale również na krótkie, jednodniowe wycieczki. Dlatego też, razem z córkami, robię sobie czasami takie kilkugodzinne wypady do okolicznych miejscowości. W jedną z lipcowych sobót wybraliśmy się do Toszka. Toszek to niewielkie miasteczko w województwie śląskim, w powiecie gliwickim. Zainteresował nas znajdujący się tam zamek, ale też chcieliśmy ogólnie zwiedzić miejscowość. Wyjechaliśmy zatem w godzinach przedpołudniowych, pogoda dopisywała, humory również. Po mniej więcej godzinie zaparkowaliśmy samochód na rynku. Pierwsze kroki skierowaliśmy do zamku. Trafić naprawdę prosto, ponieważ zabytek znajduje się ok. 50 metrów od centralnego placu miasta. Zresztą dojeżdżając do Toszka, z daleka zobaczymy zamkową wieżę. A to dlatego, że budowla znajduje się na wzgórzu górującym nad okolicą.
Dokładnej daty wybudowania zamku na wzgórzu w Toszku nie znamy. Być może pierwszy gród istniał już w X-XI wieku. Pierwsza pisana wzmianka o tym miejscu pochodzi z 1222 roku. W pierwszych stuleciach zamek należał do książąt z rodu Piastów. Pierwotnie drewniany, na początku XV wieku zastąpiony został murowanym. W pierwszej połowie XVI wieku, przeszedł w ręce Habsburgów. Pod koniec stulecia zamek nabyła rodzina Redenów i przebudowała go w stylu renesansowym. W kolejnych stuleciach majątek kilkakrotnie zmieniał właścicieli, w 1811 spłonął. W roku 1840 ruinę kupił hrabia Abraham Guradze. W rękach tej rodziny zamek znajdował się do II Wojny Światowej. Obecnie mieści się tu Centrum Kultury „Zamek w Toszku”.
Szczyt wzgórza został na przełomie XIV i XV wieku otoczony murami. Wjazd prowadził od strony wschodniej przez bramę. Przed budynkiem bramnym przekopana została fosa, nad nią przerzucono most. Na podstawie prowadzonych prac archeologicznych stwierdzono, że środkowa część bramy wjazdowej jest częścią pierwszego murowanego zamku. Po pożarze w 1570 roku, hrabia Reden wzniósł budynek mieszkalny w stylu renesansowym z dwiema okrągłymi wieżami, sąsiadujący od południa z budynkiem bramnym. Wjazd został dodatkowo umocniony niewielkim podzamczem otoczonym murem z czterema okrągłymi bastejami.
Kolejna wielka przebudowa miała miejsce w latach 1650-1666. Przeprowadził ją ówczesny właściciel Toszka, Kasper Colonna. W części zachodniej powstał nowy budynek mieszkalny z dwiema wieżami od strony dziedzińca (jedna przetrwała do dnia dzisiejszego). Do budynku bramnego dobudowano dwie kwadratowe wieże, zaś od strony północnej wybudowano stajnie (budynek przetrwał naszych czasów), później była w nim oranżeria, a obecnie mieści się sala, którą można wynająć na różne uroczystości. Do jednej z bastei przy wjeździe został dobudowany niewielki budynek mieszkalny, w którym odtąd mieszkał burgrabia.
Dotarliśmy do zamku. Na dziedziniec weszliśmy przez pierwszą bramę, most i budynek bramy z barokowym portalem. Po drodze mogliśmy podziwiać głęboką fosę, dom burgrabiego, a także umocnienia dawnego zamku w postaci obwarowań i bastei. Warto na chwilę przystanąć i przypatrzeć się dokładniej temu założeniu.
Weszliśmy teren zamku. Ponieważ z dawnego budynku mieszkalnego ocalała tylko jedna, północna baszta, budynek dawnych stajni oraz budynek bramny, pozostała część wzgórza zamkowego tworzy olbrzymi dziedziniec porosły trawą. Liczne ławki pozwalają odpocząć i nacieszyć oczy otaczającymi nas pozostałościami dawnego założenia.
Zaraz po wejściu na dziedziniec, pierwsza rzuca się w oczy baszta, jedyna pozostałość dawnej rezydencji. Tylko ona udostępniona jest do zwiedzania. Dwa pozostałe budynki, czyli dawne stajnie i budynek bramny możemy podziwiać jedynie z zewnątrz.
Pozostałą część dziedzińca otaczają pozostałości dawnych zabudowań, a tak w zasadzie to tylko zewnętrzne części murów z otworami okiennymi. Pozwala to jednak sobie wyobrazić, jak olbrzymi to był w przeszłości zamek. Również pozostałości jednej z dawnych, okrągłych baszt możemy z bliska zobaczyć.
Co jeszcze znajdziemy na rozległym dziedzińcu? Studnię. A na niej złotą kaczkę. A skąd się tam wzięła złota kaczka? Otóż jak głosi legenda, złota kaczka, w srebrnym gnieździe, wysiadująca 11 złotych jaj wypełnionych drogimi kamieniami, należała do klejnotów rodzinnych rodu von Gaschin, jednych z właścicieli toszeckiego zamku. Kiedy w roku 1811 wybuchł pożar, Gisela von Gaschin, uciekając podziemnym przejściem, wzięła złotą kaczkę i ukryła ją gdzieś w lochach. Niestety kobieta nie przeżyła pożaru i tajemnicę ukrycia skarbu zabrała ze sobą do grobu. Do dnia dzisiejszego kaczka nie została odnaleziona. Być może w legendzie tkwi ziarno prawny, ponieważ kiedy hrabia Leopold von Gaschin sprzedawał toszeckie dobra, zastrzegł w akcie sprzedaży, że jeśli złota kaczka się odnajdzie, to wróci do jego rodu.
Jeszcze kilka rzeczy zaciekawiło moje córki na dziecińcu. Przede wszystkim kilka plansz do zrobienia zdjęć. Nie odmówiły sobie tej przyjemności, żeby pozować do pamiątkowych fotek. Zagrały jakąś grę, w którą ja nie grałem, więc nie wiem o co w niej chodzi. No i jest jeszcze miejsce na ognisko, a także kilka narzędzi tortur.
Na dziedzińcu zamku spędziliśmy sporo czasu. Ale w planach mieliśmy jeszcze zwiedzić ocalałą basztę. Udało nam się dołączyć do większej grupy, więc za bilety zapłaciliśmy 7 zł od osoby. W cenie wliczona była usługa przewodnika. Zwiedzanie zaczynamy się od piwnic. Ale opowieść rozpoczyna Mnich, czyli głos, który opowiada jak wyglądało życie 600 lat temu w mieście. Po kolei opisuje czym na rynku handlowano, jak wyglądały kramy itp. W miarę jego opowieści podświetlają się poszczególne stoiska. Kiedy już posłuchaliśmy o dniu codziennym mieszkańców miejscowości sprzed kilkuset lat, przeszliśmy do zaimprowizowanego lochu. Słychać jęki i pobrzękiwanie łańcuchów. Dla dzieciaków to niesamowita frajda. Tym bardziej, że wszędzie jest ciemno, a poszczególne eksponaty podświetlają się w miarę toczącej się opowieści Mnicha.
Po piwnicach przyszła kolej na wyższe kondygnacje. Na pierwszym piętrze wystawione zostały prace pacjentów miejscowego szpitala psychiatrycznego. Wyżej została umieszczona makieta przedstawiająca zamek sprzed kilkuset lat. Odsłonięty został również oryginalny, kamienno-ceglany mur baszty. Na ścianach wiszą reprodukcje dawnych zdjęć i pocztówek. Na najwyższej kondygnacji można zobaczyć Pamiątki po dawnym browarze toszeckim. Z okien roztacza się rozległa panorama na bliższą i dalszą okolicę.
Po wyjściu z baszty, planowaliśmy spędzić trochę czasu na terenie zamku, a następnie zwiedzić miasto. Ale kiedy spojrzeliśmy w niebo, jasne się stało, że zaraz lunie deszcz. Pstryknąłem jeszcze kilka fotek i szybko, przez budynek bramny, udaliśmy się w kierunku rynku. Nie zdążyliśmy dojść do samochodu, kiedy zaczęło padać. Pogoda przepędziła nas z Toszka trochę wcześniej niż planowaliśmy.
Polecam wszystkim toszecki zamek. Można na jego terenie spędzić sporo czasu, podziwiając ogrom dawnego założenia. I pewnie samo miasto, którego nie zdążyliśmy zwiedzić, jest warte zobaczenia. POLECAM!!!