Pętla: Wapienica – Błatnia – Klimczkok – Szyndzielnia – Wapienica

W ostatnim tygodniu sierpnia wybrałem się na jednodniową wycieczkę w góry. Zależało mi na tym, aby miejsce z którego wyruszę na szlak, było jednocześnie miejscem powrotu. Spojrzałem na mapę Beskidu Śląskiego. Idealna wydała mi się pętla Wapienica – Błatnia – Klimczok – Szyndzielnia – Wapienica. Wapienica to dzielnica Bielska-Białej, zatem blisko tu z całej aglomeracji śląskiej. W miejscu połączenia szlaków, niebieskiego na Błatnię i żółtego na Szyndzielnię, znajduje się duży, darmowy parking. Tam też zostawiłem swój samochód i ruszyłem w góry.

Kawałek powyżej parkingu znajduje się przystanek autobusowy. Tam właśnie łączą się oba szlaki. Podszedłem kilka kroków do owego przystanku i ruszyłem szlakiem niebieskim. Jak się przekonałem pod koniec dnia, był to dobry wybór. Początkowo szedłem drogą szutrową, która jest jednocześnie Ścieżką Przyrodniczo-Leśną „Wapienica”. Teren bardzo łagodnie, prawie niezauważalnie, piął się pod górę. Po drodze mijałem liczne tablice informujące m.in. o piętrach występujących w lesie, o rosnących na tym terenie drzewach czy o potrzebie tzw. małej retencji. Myślę, że to dobry sposób edukacji, bo czytając zamieszczone informacje, można jednocześnie obserwować to wszystko dookoła siebie. Zwłaszcza dla najmłodszych do świetna, żywa lekcja biologi czy ekologii. I tak możemy się np. dowiedzieć, że najpopularniejszym drzewem w Beskidzie Śląskim i Żywieckim jest świerk, zaś pod jodłą nie znajdziemy szyszek, gdyż rozpadają się na gałęziach.

Po około 15 minutach od wyruszenia dotarłem do malutkiego wodospadu. Szum spadającej wody słychać już z daleka. Nie radzę jednak podchodzić zbyt blisko, zwłaszcza z małymi dziećmi, gdyż wodospad znajduje się w dość głębokim jarze o stromych ścianach.

Po kilku kolejnych minutach dotarłem do zapory na rzece Wapienica. Zapora im. Prezydenta Ignacego Mościckiego została wybudowana w latach 1929-1932. Powstałe w wyniku spiętrzenia wody jeziorko nosi nazwę Wielka Łąka. W latach trzydziestych XX wieku zapora była jednym z najnowocześniejszych tego typu obiektów w Europie. Jej długość wynosi 309 m., zaś wysokość 23 m. Zbiornik jest przeznaczony do poboru wody dla celów konsumpcyjnych i tym samym nie jest dostępny dla ludności. Nie można też spacerować po koronie zapory. Idąc niebieskim szlakiem na Błatnią, nie podjedziemy zbyt blisko tamy. Ale od szlaku odchodzi wąziutka ścieżka, którą można podejść nieco bliżej i lepiej przyjrzeć się konstrukcji. Nie radzę jednak zabierać ze sobą dzieci, bo zbocze jest strome, łatwo można spaść.

Do zapory szlak jest łagodny, nie nastręcza żadnych trudności. Nawet zasiedziałe mieszczuchy nie zmęczą się za bardzo. Ale od tego miejsca zaczyna się już ostre podejście. Droga jest kamienista, ciągle pnie się w górę. Szlak prowadzi na Kopany (690 m.n.p.m.). Można się zmęczyć. Mnie droga na szczyt Kopanego zajęła ok. 25 minut. Dalej trasa nie jest już trudna. Trochę z górki,, trochę pod górkę, ale i zejścia i podejścia są bardzo łagodne. W porównaniu z podejściem, które miałem za sobą, to był spacerek. Często roztaczały się przede mną piękne widoki na Beskid Śląski. Takim łatwym szlakiem doszedłem na szczyt Przykrej (818 m.n.p.m.). Tym właśnie szczytem przebiega zachodnia granica administracyjna Bielska Białej.

Z wierzchołka zszedłem na przełęcz oddzielającą szczyt Przykrej od Błatniej, czyli Siodło pod Przykrą. Tutaj szlak żółty, prowadzący z Jaworza, łączy się ze szlakiem niebieskim, którym szedłem, i razem już prowadzą na Błatnią (917 m.n.p.m.). Od tego miejsca znowu zaczyna się dość ostre podejście. W końcu do pokonania mamy ponad 100 metrów w pionie. A odległość między przełęczą a szczytem nie jest duża. Ale cel, czyli schronisko na Błatniej, jest już blisko. Ponadto trudy wspinaczki rekompensują nam piękne widoki.

No i dotarłem do pierwszego schroniska na mojej trasie. Schronisko na Błatniej wybudowano ok. roku 1926. Posiada 50 miejsc noclegowych, bufet i jadalnię. W tym miejscu zrobiłem sobie dłuższy odpoczynek aby napić się i coś zjeść. Po odpoczynku ruszyłem na szczyt Błatniej. Bo od schroniska na wierzchołek góry trzeba kawałek podjeść. Moim zdaniem ze szczytu roztacza się jeden z najpiękniejszych widoków w Beskidzie Śląskim. Bezleśny wierzchołek pozwala dostrzec przy dobrej pogodzie szczyty Beskidu Żywieckiego a nawet wierzchołki Małej Fatry na Słowacji. Latem można zabrać ze sobą koc, rozłożyć się na trawie i podziwiać piękno gór. To jeden z moich ulubionych szczytów w Beskidzie Śląskim.

Ze szczytu Błatniej ruszyłem żółtym szlakiem w kierunku Klimczoka. Droga łagodnie schodzi do przełęczy Pod Trzema Kopcami. Potem łagodne podejście na wierzchołek góry. Jest to bardzo przyjemny, łatwy odcinek pętli. Szczyt Trzech Kopców to dzisiaj granica pomiędzy Bielskiem-Białą, Brenną i Szczyrkiem. Również w przeszłości, a dokładnie od XVII wieku, przebiegała tutaj granica pomiędzy Księstwem Cieszyńskim, hrabstwem bielskim należącymi do Austrii oraz dominium łodygowickim należącym do Polski. Z Trzech Kopców to już kawałek na Klimczok. Podejście nie jest uciążliwe, ale jednak trochę zmęczyć się można.

Po niezbyt długim podejściu stanąłem na szczycie Klimczoka (1117 m.n.p.m.). Przez wierzchołek góry nie tylko przebiega dzisiejsza granica Bielska-Białej, ale również historyczna granica między Śląskiem a Małopolską. Ok. 700 metrów od szczytu, już na stoku sąsiedniej góry, znajduje się schronisko. Nie schodziłem do niego. Odpocząłem na hali Klimczoka. Sporo tutaj miejsca, aby rozłożyć koc i cieszyć oczy pięknymi widokami. To dobre miejsce na dłuższy odpoczynek.

Z Klimczoka ruszyłem połączonymi szlakami żółtym i czerwonym na Szyndzielnię. Poza zejściem z wierzchołka góry, pozostała część trasy przebiega prawie po równym terenie. Nawet podejście na szczyt Szyndzielni (1030 m.n.p.m.) jest prawie niezauważalne. Kilkaset metrów dalej znajduje się schronisko. Wybudowane zostało w 1897 roku, tym samym jest pierwszym schroniskiem w Beskidzie Śląskim i w całych polskich Beskidach. Zatrzymałem się tam na nieco dłuższy odpoczynek, głównie po to by uzupełnić płyny.

Szyndzielnia to był ostatni szczyt na mojej trasie. Żółtym szlakiem ruszyłem z powrotem do Wapienicy. Prawie cała droga jest kamienista i prowadzi ostro w dół. Uwierzcie mi, schodzeniem można zmęczyć się tak samo jak wchodzeniem po górę. Żółty szlak zaprowadził mnie pod Zaporę im. Prezydenta Ignacego Mościckiego. Z tej strony można lepiej przyjrzeć się tej konstrukcji. Od tego miejsca, aż do parkingu gdzie zostawiłem samochód, biegła już droga asfaltowa.

Pętla, którą przeszedłem, nie jest zbyt wymagająca. Niezbędne jest jednak pewne przygotowanie i dobre obuwie. Myślę, że każdy, kto choć trochę się w życiu rusza, bez problemu przejdzie całość trasy. Piękne widoki, cisza, obcowanie z naturą to chyba wystarczająca zachęta, aby wyruszyć na szlak. Mnie cała pętla, łącznie z czasem spędzonym w schroniskach, zajęła ok. 6 godzin. Na całej trasie spotkałem 6 czy 7 osób, nie licząc tych w schroniskach. Polecam każdemu, naprawdę warto!!!

Dodaj komentarz