W październikowy, słoneczny dzień wybrałem się do Żyrowej. Celem było tamtejsze przedszkole. Dlaczego? Bo w tym przedszkolu moja babcia, Łucja Guzy byłą kierownikiem, a moja mama spędziła tam pierwsze 6 lat swojego życia. Dlatego zorganizowaliśmy rodzinny wyjazd to tej miejscowości. Nie będę przytaczał historii przedszkola, powiem tylko, że zostało wybudowane w 1929 roku przez hrabinę Elizabeth von Francken-Sierstorpff. Wszystkich zainteresowanych historią tej placówki odsyłam na stronę przedszkola.
Żyrowa to wieś położona w województwie opolskim, w powiecie krapkowickim, w gminie Zdzieszowice. Jej początki sięgają średniowiecza. Jednym z zabytków na jej terenie jest barokowy pałac wybudowany w latach 1631-1644, na miejscu wcześniejszego założenia, przez hrabiego Melchiora Ferdynada von Gaschin. To jedna z najbardziej okazałych budowli magnackich na Śląsku Opolskim.
Pałac został zbudowany na planie czworoboku, z usytuowanym pośrodku dziedzińcem pałacowym. Budynek jest otynkowany, otoczony rozległym parkiem. Skrzydło główne, północne, posiada trzy kondygnacje. Reprezentacyjne skrzydło południowe ze ślepymi arkadami, zostało przedzielone wieżą bramną, zaś w narożnikach usytuowano dwie kolejne wieże.
Pałac w rękach rodziny von Gaschin pozostawał do roku 1852. Później kilkukrotnie zmieniał właścicieli. Od roku 1899 do 1945 pozostawał własnością rodziny von Francken-Sierstorpff. Po II Wojnie Światowej w pałacu funkcjonowało prewentorium dla dzieci zagrożonych gruźlicą. I właśnie w tym prewentorium mój dziadek Ludwik był nauczycielem. To był kolejny powód, aby odwiedzić Żyrową. Prewentorium funkcjonowało do roku 1982. Obecnie pałac jest własnością prywatną.
Po wizycie w przedszkolu, skierowaliśmy swoje kroki do pałacu. Jak wspomniałem wyżej, pałac jest własnością prywatną, nie jest udostępniony do zwiedzania. Obecny właściciel remontuje obiekt, cały teren to plac budowy. Przy większości budynków stały rusztowania, trudno było zrobić jakieś zdjęcie, nie wspominając o wejściu na teren rezydencji. Ale sokoro już tam byliśmy to trzeba było spróbować zobaczyć tyle, ile było możliwe. W pierwszej kolejności obejrzeliśmy cały obiekt z zewnątrz. Zza ogrodzenia pałac prezentował się okazale. Obeszliśmy go dookoła.
Od strony kościoła, pierwsze, co można zobaczyć, to ruiny budynków gospodarczych. Nie wiem, czy jeszcze wrócą do dawnej świetności. W każdym razie od tej strony na teren pałacu nie weszliśmy.
Skoro tamtędy nie dało się wejść, trzeba było spróbować z innej strony. A najprościej wejść przez bramę. Skierowaliśmy zatem kroki w kierunku budynku bramnego, a może gospodarczego, w każdym razie znajdowało się w nim przejście na teren pałacu.
Weszliśmy na pierwszy dziedziniec, zwany gospodarczym. Kręciło się tam kilku pracowników remontujących pałac. Zachwyceni naszą obecnością pewnie nie byli, ale mogliśmy zrobić bez przeszkód kilka zdjęć. Po lewej stronie dzieciniec zamknięty był południowym skrzydłem pałacu, które jest przedłużone w stosunku do skrzydła północnego. Po prawej jest mur (a może część skrzydła) oddzielający tereny pałacu od kościoła. Natomiast na wprost nas znajdowało się skrzydło parawanowe z bramą przejazdową pośrodku.
Chcieliśmy wejść dalej. Łatwo nie było, ale dzięki naszej determinacji, jakoś się udało.
Znaleźliśmy się na dziedzińcu pałacowym. Tam również od razu rzucał się w oczy postępujący remont obiektu. Dziedziniec pałacowy jest trochę mniejszy od gospodarczego, ze wszystkich stron otoczony budynkami pałacowymi.
Skrzydło południowe posiada coś na kształt krużganków. Elewacje zdobią gzymsy oddzielające kondygnacje, pilastry wspierające arkady, profilowane opaski okienne. Spodobały nam się pięknie zdobione kamienne obramowania drzwi.
Skoro udało nam się już tyle zobaczyć, postanowiliśmy pójść za ciosem i jakoś dostać się do wnętrz oraz do parku. I znowu nasza determinacja przyniosła rezultaty. Weszliśmy.
Wnętrza pałacu są obecnie puste, nie ma żadnych mebli i innych ruchomości. Ale zachował się oryginalny kominek. Sufity, obramowania okienne i drzwiowe zdobi dekoracja sztukatorska. Obeszliśmy pomieszczenia na parterze. Nie wszystkie, ale to, co zobaczyliśmy pozwoliło nam wyobrazić sobie, jak wspaniała to była kiedyś rezydencja.
Kiedy już nacieszyliśmy oczy piękną sztukaterią we wnętrzach pałacu, wyszliśmy do parku. Od razu przywitało nas stadko owiec i kóz biegających swobodnie między drzewami.
Ale nas bardziej interesował pałac niż zwierzęta. Sam park nie przedstawia na razie ładnego widoku. Trawy praktycznie nie ma, gdzieniegdzie rosną wiekowe drzewa, ale brakuje alejek i innej roślinności parkowej. Myślę, że właściciel w park również zainwestuje, by odzyskał dawną świetność. Zresztą już widać, że pewne prace są wykonywane. Od strony wschodniego skrzydła zamku jest niecka, która prawdopodobnie zostanie wypełniona wodą. Może będą tam fontanny? Rowy odwadniające przecinające park, są dobrze utrzymane. Myślę, że całe założenie za kilka lat będzie się pięknie prezentowało.
Pałac od strony parku robi naprawdę olbrzymie wrażenie. Pokazuje potęgę rodu von Gaschin (Gaszyńskich). Południowe, reprezentacyjne skrzydło oraz skrzydło wschodnie mogliśmy teraz podziwiać z drugiej strony. Nad bramą wjazdową znajduje się kartusz herbowy oraz piękne zdobienia. Mogliśmy dokładnie przyjrzeć się ośmiobocznym wieżom w narożach, nakrytych wysokimi baniastymi hełmami.
Pomimo remontu zamku udało nam się wejść na jego teren. Myślę, że za kilka lat, kiedy skończą się prace remontowe, a pałac odzyska swój dawny blask, będzie to jedna z najładniejszych siedzib magnackich w Polsce. Na pewno tam jeszcze wrócę za jakiś czas. I wszystkich zachęcam do odwiedzenia tego wspaniałego pałacu. Może Wam uda się zobaczyć jeszcze więcej.
Znalazłem jeszcze na stronie internetowej fotopolska.pl kilka starych zdjęć, które publikuję poniżej.
Moja mama pracowała w tym prewentorium, była kierownikiem kuchni.
Jako dziecko miałam możliwość spacerować pałacowymi korytarzami
Jak miałam 9 lat byłam w tym Prewentorium, byłą tam fajna świetlica z telewizorem, pamiętam chodziłam oglądać serial Karino :).
Byłam tam w prewentorium w 1957 r przez kwiecień, maj i czerwiec. Pamiętam ogrom korytarzy. Sypialnie miały rzeźby na sufitach i ścianach. Kiedyś podczas burzy sufit się zawalił. Nad tą salą był taras i chyba woda zniszczyła strop. Na kominku fajnie się pracowały wstążki do włosów. Pamiętam też wielką salę jadalna. Nie zapomnę wspaniałych rododendronów wokół pustych jakby basenów w ogrodzie i kwitnących magnolii. Dla mnie jako 9 dziecka to był świat jak z bajki.